W poniedziałek rozpoczynają się ferie zimowe. Opublikowano wytyczne ws. półkolonii w szkołach.
Ministerstwo Edukacji Narodowej we współpracy z Ministerstwem Zdrowia i Głównym Inspektoratem Sanitarnym przygotowało wytyczne dla organizatorów półkolonii w szkołach podstawowych w czasie pandemii.
Z uwagi na pandemię COVID-19 ferie zimowe w roku szkolnym 2020/2021 odbędą się dla wszystkich uczniów w tym samym terminie, czyli 4-17 stycznia 2021 r. Dopuszczone są tylko dwie formy zorganizowanego wypoczynku, wyłącznie w formie półkolonii dla uczniów klas I-IV szkoły podstawowej oraz w formie obozów szkoleniowych dla uczniów szkół mistrzostwa sportowego i oddziałów mistrzostwa sportowego w szkołach ogólnodostępnych.
Wytyczne MEN, MZ i GIS dla organizatorów półkolonii
W wytycznych opisano, jak bezpiecznie zorganizować półkolonie, m.in. warunki pobytu, założenia organizacyjne półkolonii, obowiązki rodziców/opiekunów prawnych, kwestie dotyczące higieny, wyżywienia, transportu, realizacji programu i procedury postępowania w przypadku potwierdzenia zakażenia koronawirusem.
Wskazano, że w półkoloniach uczestniczyć mogą wyłącznie dzieci bez objawów chorobowych sugerujących infekcję dróg oddechowych.
Czego obawiali się nauczyciele rozpoczynając zdalnie nauczanie? Wyniki badania naukowców z Uniwersytetu Śląskiego.
Nauczyciele nie obawiali się braku wystarczających kompetencji informatycznych niezbędnych do skutecznego realizowania zajęć zdalnych. 75,8 proc. pedagogów nie miało takich obaw, a jedynie co piąty badany (20,1 proc.) identyfikował je, z kolei 4,0 proc. nie wypowiedziało się w tej kwestii.
„Może to oznaczać, że nauczyciele samodzielnie lub dzięki uczestnictwu w dedykowanych im szkoleniach dobrze przygotowali się do nowego roku szkolnego i potencjalnej możliwości prowadzenia zdalnych lekcji. Co więcej, mieli odpowiednie kompetencje informatyczne, by skutecznie te lekcje prowadzić” – komentują autorzy badania dotyczącego zdalnego kształcenia przeprowadzonego przez naukowców z Uniwersytetu Śląskiego.
“Zdalne nauczanie z całą pewnością wpływa negatywnie na rozwój społeczny młodych ludzi, gdy jednak na szali postawione zostanie ludzkie życie i zdrowie, wydaje się, że w obecnej sytuacji epidemicznej edukacja zdalna jest dobrym rozwiązaniem. Tezę tę potwierdziły wyniki badań przeprowadzonych wśród nauczycieli oraz rodziców zamieszkujących województwo śląskie” – czytamy w podsumowaniu raportu „Obawy rodziców i nauczycieli wobec nowych form edukacji w okresie pandemii Sars-COV-2 (studium województwa śląskiego)”.
Koronaedukacja. Zdalna szkoła stała się bezlitosna.
Dominuje przekonanie, że ma być normalnie. Czyli na granicy humanitarnego traktowania – mówi Grzegorz Całek, który bada opinie rodziców na temat nauki podczas pandemii
JĘDRZEJ DUDKIEWICZ: Odkąd zaczęły się eksperymenty z edukacją zdalną, systematycznie badasz opinie rodziców na jej temat. Jakie są teraz nastroje?
GRZEGORZ CAŁEK: Zmieniają się razem z podejściem do edukacji zdalnej. Ciekawym wyznacznikiem tych emocji może być liczba uczestników moich badań. Gdy badałem rodziców w kwietniu, miałem 8250 odpowiedzi, czyli dużo. W ostatnie dni wakacji – niespełna 2,9 tys. A kilkanaście dni temu – ponad 4 tys.
Skąd te różnice?
Wiosną wszyscy byliśmy zaskoczeni, niewiele wiedzieliśmy o pandemii, baliśmy się o siebie i bliskich, dlatego mimo liczby zakażeń na poziomie kilkudziesięciu czy kilkuset przypadków dziennie daliśmy się zamknąć w domach i rozumieliśmy, że konieczna jest zdalna edukacja. Jednocześnie żyliśmy w błogim przekonaniu, że to na chwilę, a za jakiś czas, liczony bardziej w tygodniach niż miesiącach, wszystko wróci do normalności. Także edukacja. Najpierw placówki zawieszono na prawie dwa tygodnie – nikt, z MEN na czele, nie wiedział, jak szkoły mają funkcjonować. Kiedy 25 marca wdrożono zdalne nauczanie, to też tylko do 10 kwietnia. I potem czterokrotnie przedłużano tę decyzję. Była nadzieja, że za chwilę wszystko się skończy.
Druga koronaedukacja inna niż pierwsza
A potem?
Bibliotekarze w szkołach w całej Polsce muszą policzyć strony w książkach.
Zdaniem resortu edukacji to niezbędne, aby wiedzieć jakie książki są dostępne dla uczniów.
“Dotychczas wykazywane były dane jedynie o książkach o objętości co najmniej 49 stron. Bardziej szczegółowy podział został wprowadzony ze względu na specyfikę szkół podstawowych, gdzie liczba książek poniżej 49 stron jest duża, a które wcześniej nie podlegały wykazywaniu” – tłumaczy resort edukacji w odpowiedzi dla portalu prawo.pl.
Nauczyciele i bibliotekarze są zdumieni. “W MEN albo się nudzą, albo coś knują. MEN pyta nasze szkoły, ile w bibliotekach jest książek o objętości do 49 stron a ile o objętości powyżej 49 stron. Szkoda, że MEN nie interesuje się, ilu uczniów ma depresję, tematem przemocy w szkole, przeładowaną i nieadekwatną do dzisiejszego życia podstawą programową, wykluczeniem cyfrowym, lekturami, które są rasistowskie albo zupełnie już niezrozumiałe dla naszych dzieci, przepełnionymi szkołami czy też niedofinansowanymi szkołami i nauczycielami” – napisała na Facebooku Dominika Jackowski, radna ze Szczecina.
„Wśród wszystkich spraw, które umykają społeczeństwu polskiemu Ministerstwo Edukacji i Nauki postanowiło sprawdzić, jak sytuacja wygląda w szkolnych bibliotekach, więc zapytano o sprawy kluczowe: liczba książek o objętości co najmniej 49 stron oraz książek o objętości poniżej 49 stron. To niewątpliwie diagnozuje sytuację polskiej edukacji. W zasadzie nie ma znaczenia, jaki organ nadzorczy pyta szkołę o cokolwiek. Zazwyczaj pyta o bzdury, gdy nie pyta o sprawy naprawdę ważne – skomentował sprawę na Facebooku Paweł Lęcki, nauczyciel języka polskiego z Sopotu.
Źródło: prawo.pl